Utrata prawa jazdy, kłopoty w Urzędzie Skarbowym, trudności w braniu kredytów i kupowaniu na raty - to dotychczasowy "arsenał" kar na tzw. alimenciarzy, czyli rodziców uchylających się od płacenia własnym dzieciom alimentów. Jak pokazał czas - arsenał mało skuteczny.
- Owszem, odebranie prawa jazdy jeszcze na niektórych działało, bo jeśli zarobkowo pracują jako kierowcy albo muszą dojeżdżać do pracy, była to dla nich uciążliwa sankcja - mówi Agnieszka Mróz, dyrektor Ośrodka Pomocy Społecznej w Wyszkowie.
Ale są też tacy dłużnicy, na których - jak mówi szefowa OPS - nie działało nic, a ich długi rosły z każdym dniem. Zadłużenie z tego tytułu w Polsce osiągnęło poziom 10,5 mld zł. Aby zahamować lawinę długów alimentacyjnych, rząd wprowadził nowe przepisy dotyczące ścigania sprawców uporczywego uchylania się od obowiązku alimentacyjnego. Ustawa zaostrzająca rejestr kar weszła w życie 31 maja, a od 1 września rodzice, którzy od trzech miesięcy nie dostają alimentów, mogą zgłosić to na policję lub do prokuratury. Prokuratorzy w całej Polsce zostali dosłownie "zasypani" wnioskami o ściganie dłużników alimentacyjnych, którym teraz - zgodnie ze znowelizowanym kodeksem karnym - grozi grzywna, kara ograniczenia lub pozbawienia wolności już w chwili, gdy nie płacą alimentów swoim dzieciom przez co najmniej trzy miesiące. Do więzienia alimenciarze mogą trafić nawet na rok. Dwa lata pozbawienia wolności grożą tym, którzy - nie płacąc alimentów - narażają dzieci na gorsze warunki życia.
Wyszkowski OPS na wniosek i w imieniu pokrzywdzonych brakiem alimentów matek skierował do prokuratury już 70 wniosków o ściganie dłużników alimentacyjnych. Tyle zdążył przygotować przez wrzesień i październik, ale w kolejce czeka kolejnych około 230 wniosków.