Mama Pauliny, nie może poradzić sobie z tym, jak została potraktowana jej rodzina zarówno przez policję, jak i przez Panią prokurator, która zajmowała się sprawą. Praktycznie od maja wysyła skargi i zwraca uwagę na te rażące zaniedbania. Co dokładnie nie podobało jej się w działaniach osób, które teoretycznie powinny im pomóc?
Po pierwsze, Pani Jolanta zwraca uwagę na to, że zaraz po wypadku, policjanci nie zadbali o przesłuchanie świadków.
-„Policjantka przyszła do mnie i powiedziała, ze jak znajdziemy świadków, to ona ewentualnie może ich przesłuchać, przecież to jest jej zadanie, a nie moje.” Opowiada nam Pani Jolanta.
Kolejnym zaniedbaniem, a raczej niewyjaśnioną okolicznością jest sprawa słuchawek, które Paulina rzekomo miała w uszach podczas potrącenia. Wszystko jednak nie trzyma się kupy, ponieważ pierwsi policjanci, którzy przyjechali na miejsce zdarzenia, nie wspominają w raporcie o żadnych słuchawkach. Dopiero przy drugim przesłuchaniu, które miało miejsce w listopadzie (pół roku po wypadku), Panowie policjanci przypomnieli sobie, że były tam jakieś białe słuchawki, które leżały przy poszkodowanej. Tutaj, rodzina Pauliny wyjaśnia, że białe były sznurki od bluzy, a nie słuchawki. Zastanawiają się także nad tym, dlaczego dopiero po pół roku policjanci poruszyli tę kwestie. Co więcej, nikt nie zabezpieczył telefonu i słuchawek (czarnych), które znajdowały się w kieszeni poszkodowanej. To rodzina Pauliny męczyła policjantów o dołączenie do materiału dowodowego telefonu wraz ze słuchawkami.
Następnym zaniedbaniem, o które oskarżają Panią prokurator Państwo Rudzcy, jest fakt, ze prokuratura nie czyta akt. W innym wypadku, nie doszłoby do umorzenia śledztwa. Najlepszym przykładem, na brak zapoznania się z dokumentacją jest to, że wszyscy (biegli, policjanci, świadkowie) twierdzili, że Paulina po wypadku leżała za samochodem, a nie przed jak uzasadnia prokurator. Kolejną sprawą jest to, że gdy Pani prokurator wysłała prośbę do szpitala o dokumentacje medyczną, to napisała w niej, że pacjentka została przyjęta 12 maja. „Czyżby ponad tydzień leżała na ulicy?” Pyta mama pokrzywdzonej.
Następną „śmieszną” historią są dwie opinie biegłego lekarza. Obydwie różnią się od siebie, mimo, że wystawiał je ten sam lekarz. Co więcej, jasno jest w nich zapisane, że jeśli Paulina byłaby tylko uderzona i po wypadku znalazłaby się przed samochodem, to miałaby zupełnie inne obrażenia, niż te, których doznała.
-„Co więcej, o wydanie tej opinii został poproszony lekarz anatomopatolog, czyli taki, który przeprowadza sekcje zwłok, a moja córka nadal żyje.” Żali się Pani Jolanta.
W drugiej opinii, zarzucane jest lekarzom wyszkowskiego SORu, że zrobili niedokładny opis historii Pauliny. Brakuje w nim otarć, lekkich zadrapań itp.
-„Lekarz, który przyjął moją córkę nie miał czasu zajmować się takimi głupotami, ponieważ ratował życie Paulinie. Gdyby nie on… nie chcę nawet myśleć co mogłoby się stać. Więc zarzucanie mu czegokolwiek jest nie na miejscu.” Mówi dalej mama pokrzywdzonej.
Nikt nie zainteresował się też tym, że bilingi z telefonu dziewczyny kierującej samochodem, jasno stwierdzają, iż w chwili wypadku korzystała z komórki.
Na koniec, dwa najcięższe „przewinienia” kierujących śledztwem. Rodzina poszkodowanej opowiada o dwóch niesamowitych historiach.
Po pierwsze monitoring. Na przedsiębiorstwie, które znajduje się nieopodal miejsca zdarzenia (a właścicielem jego, jest ojciec kierującej pojazdem) są kamery. Kiedy już któryś z policjantów wpadł na to, żeby materiał zabezpieczyć, właściciel firmy powiedział, że kopiowanie momentu wypadku będzie trwało od 6 do 8 godzin, więc policjanci, zgłosili się po nagranie jakiś czas później. Pani Jolanta, zadzwoniła do firmy specjalizującej się w monitoringu, tam uzyskała informację, że takie nagranie zgrywa się dużo szybciej.
-„Jak można zostawić ważny dowód w sprawie, głównemu zainteresowanemu? Przecież to niedopuszczalne!” Mówi oburzona mama pokrzywdzonej. Mimo, iż kamery nie obejmują samego zdarzenia, można na nim zauważyć ciekawą rzecz. Chwilę przed potrąceniem, na parking wjechała kobieta, zaparkowała i weszła do firmy. Następnie z budynku wybiegają jakieś osoby, wyraźnie zaaferowane tym, co się stało. Chwilę później, wyżej wymieniona kobieta wychodzi, spokojnie wsiada do auta, i odjeżdża zupełnie nie zwracając uwagi na to co się dzieje nieopodal. Jak twierdzi Pani Jolanta, niemożliwe jest, żeby chociaż nie spojrzeć w tamtą stronę, ze zwykłej, ludzkiej ciekawości. Szczególnie, że na miejscu była już wtedy policja i karetka. Rodzina Pauliny twierdzi, że materiał został sfabrykowany.
Jest jeszcze kwestia świadków. To jest druga „rewelacja” sprawy. Ponoć nikt zdarzenia nie widział, jednak po mszy, która odbyła się z prośbą o zdrowie dla Pauliny, do rodziców podeszła kobieta, która twierdzi, że jej 9- letni syn był świadkiem. Bawił się właśnie przy ulicy, gdy całe zdarzenie miało miejsce. Gdy Państwo Rudzcy zabiegali o to, żeby chłopca przesłuchać, nikt tematem się nie zainteresował. To tylko kilka błędów, które wytykają rodzice Pauliny.
Pozostaje pytanie czy prokuratura specjalnie dążyła do umorzenia śledztwa? Trzeba przyznać, że historia wygląda nieprawdopodobnie.
Najgorsze jest to, że nie tylko rodzina Rudzkich jest zażenowana działaniami prokuratury i policji. Z Wyszkowa wyszła zbiorowa skarga na działania tych służb. Podpisali się pod nią również rodziny Agnieszki Brzezickiej, która została potrącona na pasach w 2009 roku, w wyniku czego zmarła, a śledztwo odbiegało od prawidłowego, oraz rodzina Roberta Czajkowskiego, który zginął pod jedną z wyszkowskich dyskotek. Czy desperackie próby wymierzenia sprawiedliwości osiągną jakieś skutki? Oby.
Poniżej zamieszczamy rozmowę z rodziną Pauliny, przeprowadzoną kilka dni po wypadku.