Po wygranej w Drobinie piłkarze Bugu do meczu z MKSem przystępowali w lepszych nastrojach, jednak nie zaczeło się to dla nich najlepiej, bo po samobójczej bramce Mateusza Maciaka przegrywali po pierwszej połowie 0:1. Jednak w drugiej połowie...trzeba przyznać, że MKS miał swoje sytuacje (bardzo dobrze bronił Łukasz Derejko), jednak to co działo się po drugiej stronie boiska...słupek, dwie poprzeczki, trzy sytuacje, w których bramkarz przasnyszan bronił w sobie tylko znany sposób oraz kilka, w których piłka mijała się z bramką o parę centymetrów lub też brakowało po prostu skuteczności. Jak piłka nie wpadła do bramki ani razu, tego nie wie chyba nikt. Można by więc rzec, że wszystko sprzeciwia się naszemu zespołowi. Nie dość, że nie idzie ogólnie, to jeszcze i szczęście nie chciało im pomóc. Miejmy jednak nadzieję, że nasi piłkarze limit pecha wykorzystali już do końca sezonu i teraz będzie wchodzić wszystko, a wyszkowianie będą zwyciężać. Oby.