Od kilku dni powoli stabilizuje się sytuacja na wyszkowskim SOR-ze. Zdecydowana większość pielęgniarek, poza tymi, które nadal są chore, wróciła do pracy po zwolnieniach lekarskich, na które 3 grudnia udała się cała załoga pielęgniarska oddziału.
- To desperacki krok, ale nie chcemy dłużej stwarzać zagrożenia dla mieszkańców, naszych pacjentów i siebie - o powodach swojej decyzji mówiły wówczas pielęgniarki, które skarżyły się na fatalne warunki pracy w SPZZOZ.
Pielęgniarki przede wszystkim wskazywały na ogromne braki kadrowe na ich oddziale. W ciągu doby cztery dyżurujące osoby musiały obsługiwać SOR, izbę przyjęć, rejestrację pacjentów oraz dwie sale covidowe.
- Gdy mamy reanimację, to cały zespół zajmuje się ratowaniem życia pacjenta, a wtedy inni pacjenci czekający do SOR oraz "covidowi" zostają sami - tak pielęgniarki opisywały codzienność na najbardziej newralgicznym oddziale szpitalnym w Wyszkowie.
Po tym, jak pielęgniarki dały głośno wyraz swojemu zmęczeniu, niezadowoleniu i braku zgody na dalszą pracę w takich warunkach, sprawie przyjrzał się zarząd powiatu, który zwrócił się do pielęgniarek o opisanie ich postulatów. W odpowiedzi otrzymał on obszerne pismo od personelu pielęgniarskiego.
- To nie są rzeczy, których byśmy wcześniej nie sygnalizowały, przede wszystkim dyrekcji SPZZOZ, ale jak do tej pory bez efektu - mówią pielęgniarki.
Ich decyzja o masowym odejściu na zwolnienia lekarskie spowodowała jednak pewne zmiany. Dyrekcja szpitala zdecydowała się na zatrudnienie dodatkowych pracowników.
- Zwiększamy obsadę m.in. ratowników medycznych, którzy zajmą się triażowaniem (segregacją) pacjentów. Obsadę będziemy zwiększać na bieżąco, zgodnie z wymogami - mówi dyrektor Tomasz Boroński.
- Dyrektor zatrudnił trzech sanitariuszy i opiekunkę, z czego opiekunkę już przeniósł z SOR na kardiologię - zauważają jednak pielęgniarki. - W dodatku forma zatrudnienia to nie umowa o pracę, dająca jakąś gwarancję stabilności zatrudnienia obu stronom. Te osoby pracują na zlecenie, my musimy się dostosowywać do ich godzin pracy. Nie pracują tj. my na dyżurach dziennych i nocnych. Część ma umowy tylko na miesiąc, nie wiemy co dalej. Nie są to też osoby przygotowane do prowadzenia triażu, bo to wymaga doświadczenia i specjalistycznego szkolenia - dodają zdenerwowane pielęgniarki.
Działania dyrekcji określają jako "pozorne", tzn. stwarzające pozory zmian na SOR. Krytycznie odnoszą się także do rozpoczętych prac remontowych rozpoczętych na ich oddziale. Zgodnie z tym, co mówi Tomasz Boroński, SPZZOZ przystąpił do prac w obszarze modyfikacji systemu przyjęć pacjentów, aby nie było tzw. dróg krzyżujących się.
- O tym, że to prowizoryczny "remont", który ma pokazać tylko, że dyrekcja coś robi, świadczy chociażby fakt próby wydzialenia izolatki ścianą z kartongipsu na kółkach, w pomieszczeniu bez okien, tak naprawdę w przejeździe dla karetek - podają przykład pielęgniarki. - Dyrekcja zleciła wykonanie otworu na drzwi o szerokości 90 cm, podczas gdy łóżko szpitalne ma 110 cm, a zatem nie zmieści się przez ten otwór - wyliczają inne absurdy.
- Jak my mamy funkcjonować w takich warunkach? - zadają sobie pytanie.
Pielęgniarki liczą na reakcję władz powiatu wyszkowskiego.