- Jest tylko jedna rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenną. Tą rzeczą jest honor- te słowa Józefa Becka zacytował, otwierając spotkanie Adam Mróz. - Dzisiejsze spotkanie będzie odbywać się w duchu rozważań o honorze, bo to wartość bliska polskiemu wojsku i polskiemu obywatelowi, budująca tę wielką i tę małą ojczyznę. Na honorze bardzo wielu opiera swoje osobiste systemy wartości.
Waldemar Skrzypczak jest generałem broni w stanie spoczynku. W służbie wojskowej od 1976 roku. Pradziadek, dziadek i ojciec generała również byli żołnierzami. Służył on w formacjach wojskowych w kraj i zagranicą (Irak), dowodził wieloma jednostkami, a także kształcił się w Stanach Zjednoczonych, był także wiceministrem obrony narodowej. Ten epizod w swoim życiu zawodowym wspomina najgorzej.
- Staram się nie pamiętać o tym, czego doświadczyłem, jako wiceminister obrony narodowej i później z uwagi na to, że było to na styku z polityką, a okazuję się, że żołnierz w polityce absolutnie się nie potrafi zmieścić. Za największą porażkę w swoim życiu przyjmuję ten epizod polityczny dlatego, że żołnierz, który zawsze działał według jasnych zasad, transparentnych zasad, oczywistych zasad nie mieści się w tym, co jest dzisiaj udziałem polityków. Nie pasowałem do tego towarzystwa i musieliśmy się rozstać, a konsekwencją tego było moje rozstanie z Wojskowym Instytutem, po tym jak pan Misiewicz kazał sobie składać meldunki przez żołnierzy Wojska Polskiego. Tego nikt już tolerować nie mógł. To, że nie chodzę w mundurze, nie oznacza, że nie czuję się żołnierzem. Będę się nim czuł do końca swoich dni – mówił generał Skrzypczak.
O patriotyzm, nacjonalizm, Wojska Obrony Terytorialnej pytał generała Adam Mróz.
- Dzisiaj dużo mówimy o patriotyzmie, w różnych odmianach, w różnych kolorach, w różnych zachowaniach. Czym dla Pana, żołnierza z krwi i kości, żołnierza, który te żołnierskie geny ma przekazywane z pokolenia na pokolenie, jak Pan rozumie współczesny patriotyzm? - pytał wicestarosta.
- Wydaje się, że kiedyś było to prostsze – odpowiadał gość. - Patriotyzm był kiedyś rozumiany jednakowo, teraz się on różnicuje. Inni mają prawo do patriotyzmu, inni prawa do tego nie mają. Dla mnie, dla żołnierza, patriotyzm to jest duma z tego, że się jest Polakiem. Drugie, to że moim udziałem było prawo do noszenia flagi polskiej. Wszędzie, gdzie byłem, dokumentowałem to, że jestem Polakiem i że jestem z tego dumny i że mogę chodzić w barwach biało-czerwonych. Trzecie co widzę, to jest pamięć o naszej historii. Obawiam się, że niedługo takich jak ja pozbawi się prawa do patriotyzmu, ale i prawa do Ojczyzny, mówienia o Polsce, o tym, że jest to moja Ojczyzna. Absolutnie odcinam się od tego, co polityczne. Jestem patriotą.
- Wszyscy wiemy, że wolność jest ogromną odpowiedzialnością, a jak tę ideę realizować we współczesnych demokracjach? Czy nacjonalizm służy państwu?
- Myśmy wcześniej, młodzi oficerowie, nie rozumieli, co to jest demokracja. Naszym udziałem po ’89 roku było to, że staliśmy się uczestnikami przeobrażeń armii, przeobrażeń państwa. My dzięki temu, że mieliśmy doskonałe relacje z Amerykanami, z Kanadyjczykami, Brytyjczykami, doskonale wiedzieliśmy, na czym polega rola armii w tych państwach. Armie mają zagwarantowaną apolityczność, armia nie jest to narzędzie w rękach polityków. Teraz twierdzę, że dzięki temu, że Polska jest państwem demokratycznym, armia ma warunki do tego, żeby stać się armią apolityczną, żeby nie stała się narzędziem w rękach polityków i żeby armii nie używano do wszystkiego, żeby się promować. Armia jest narodowa i powinna państwu służyć i nigdy więcej nie powinno być sytuacji, jakie miały miejsce dawniej. W Stanach Zjednoczonych, Kanadzie czy w Wielkiej Brytanii politycy ich się tylko radzili, a nie rzucali nimi, czego i ile. Mało tego, bez zgody określonego dowódcy polityk nie miał prawa nawet wspomnieć o jakiejś uroczystości, a u nas, co wojsko w tej chwili robi? Od pomnika do pomnika. Kiedyś od poligonu do poligonu, pamiętacie? A teraz od pomnika do pomnika. Upolityczniona armia jest to bardzo niebezpieczne narzędzie w rękach polityków. Temat nacjonalizmu… Ja sobie nie wyobrażam, żeby w państwie demokratycznym, nacjonaliści mieli tyle do powiedzenia, co mieli i mają w państwach autorytarnych. Jeżeli mamy być członkiem Unii Europejskiej, nie ma miejsca dla takich nacjonalistów, którzy chodzą i podjudzają do rękoczynów, do burd, do zakłóceń porządku publicznego. Dla mnie jest to nie do przyjęcia. Uważam, że nacjonalizm jest ewidentnym zagrożeniem dla każdej formy demokracji.
- Na naszych oczach tworzy się piąty rodzaj sił zbrojnych, zdaje się, że kilka dni temu pierwsi żołnierze Obrony Terytorialnej złożyli przysięgę. Jakie jest Pana zdanie na temat WOT, ich przydatności i ich sposobu wykorzystania na nowoczesnym teatrze działań wojennych?
- Od dawna powtarzałem, że wojska operacyjne są bardzo małe, za szczupłe, by móc spełniać rolę tę, którą się im przypisuje. Jestem zwolennikiem obrony terytorialnej, jako uzupełnienia potencjału wojsk operacyjnych, na takich kierunkach, gdzie użycie wojsk operacyjnych jest nieuzasadnione z operacyjnego punktu widzenia. WOT może być doskonałym miejscem przygotowania zasobu rezerw osobowych, o ile WOT przyjmie inny system szkolenia, niż ten, który w tej chwili mamy. Ten system nie gwarantuje przygotowania żołnierza do takiej wojny, przed którą być może stoimy. Nazywanie tych żołnierzy „mięsem armatnim” jest haniebne. Haniebne to jest niewyszkolonego żołnierza wysyłać na wojnę. Żołnierz profesjonalista w dzisiejszych czasach to nie jest żołnierz, który będzie się szkolił przez trzy miesiące. Niech mi pokaże ktoś, kto się zna na szkoleniu, a ja się uważam za wybitnego szkoleniowca, kto wyszkoli w trzy miesiące żołnierza dla takiej funkcji, którą może wypełniać na przyszłym polu walki. Współczesne systemy rażenia są niezwykle zaawansowane technologicznie, ich zaawansowanie technologiczne powoduje to, że żołnierzy należy szkolić latami, aby umieli się tym sprzętem posługiwać. Natomiast, jeżeli ktoś uważa, że żołnierzowi wystarczy dać gogle, hełm, kamizelkę kuloodporną, ładne buty, ładny mundur, osiem nalepek na lewym rękawie, piętnaście na prawym, jeszcze beryla do tego – ten nie wie, na czym polega wojsko. Wysyłanie żołnierzy po takim przeszkoleniu na pole walki jest haniebne. Ten dowódca, który wysłał takie wojsko w pole, powinien stanąć natychmiast przed sądem polowym, być rozstrzelanym bezdyskusyjnie. To jest zbrodnia. WOT jest potrzebne, powinny być używane na kierunkach, gdzie wojska operacyjne szkoda używać, szkoda marnować. Na takich miejscach powiedzmy, mniejszej aktywności operacyjnej, czyli to może być w rejonie Mazur, może to być na przeszkodach wodnych, ale nie tam gdzie jest główna konfrontacja pododdziałów walczących stron. Generalnie WOT jest potrzebny, ale trzeba to budować i szkolić inaczej. To nie ma być wojsko na zasadzie pospolitego ruszenia. Gdy ktoś przelicza potencjał wojsk na ilość beryli, karabinów, to wrócił do epoki I wojny światowej. To nie te czasy.
- Wielokrotnie pokazał Pan swoją klasę, pokazał Pan swój charakter, swoją niezłomność, kiedy to cywile, osoby w polityce podejmowały decyzje, z którymi się Pan nie zgadzał. Potrafił Pan wtedy podać się do dymisji, potrafił Pan podziękować za tę współpracę. Także dzisiaj nie kryje Pan swojej szczerości w ocenie tych wydarzeń, które mają miejsce. Jak Pan ocenia modernizację polskiej armii, zmiany, jakie w tej armii zachodzą?
- Z punktu widzenia wojskowego problemem jest to, że nie mamy elit politycznych przygotowanych obronnie. Mamy ekspertów, których wiedza kończy się na deklarowaniu, że wiedzą wszystko. Chodziło mi o to, żeby politycy zaczęli słuchać żołnierzy wtedy, kiedy miałem konflikt z ministrem Klichem. Konfliktem było to, że prosiłem niejednokrotnie, żeby zakupił wyposażenie dla wojska do Afganistanu, żeby to wojsko miało lepszy sprzęt. Jakim problem było przekonać ich, aby wysłali Rosomaki. Słyszałem „Panie generale, ale one są tak drogie”. Co jest droższe od życia żołnierza? Rosomak? Dzięki temu, że mieliśmy te Rosomaki na minach nie zginęli nam żołnierze. Kupowanie rakiet dla wojska, kupowanie dla wojska czegokolwiek to nie jest kupowanie worka marchewki, to są procedury. To trwa często dwa, trzy lata. Myślicie, że w NATO nie wiedzą, że u nas jest teraz filozofia kupowania beryli, luf, karabinów, a nie rakiet, czy systemów obrony powietrznej? Wszyscy drapią te swoje łyse głowy i mają tego świadomość, czym my dysponujemy. Z tego chaosu moim zdaniem nie wyłoni się na razie nic.
- Wynika z Pana słów, że ten potencjał obronny Polski słabnie w wyniku niezrealizowanych programów. Czy zatem nie możemy czuć się bezpiecznie w tej, jakby nie było, burzliwej Europie, świecie?
- Jest jeden element polityki Donalda Trumpa, mianowicie jego relacje z Rosją, od tego będzie to wszystko zależało. Ja wierzę w to, że NATO jest na tyle zdeterminowane, że nic nam nie grozi.
Wiele osób, które przybyło na spotkanie również chciało zadać generałowi Waldemarowi Skrzypczakowi pytania. Wyszkowianie pytali m.in. dlaczego Polacy tak masowo się zbroją?
- Zwróciłbym uwagę na to, od kiedy jest taka chęć posiadania broni? Od Ukrainy. Uważam, że każdy obywatel, który chce mieć broń, może posiadać ją, tylko to musi być w sposób zorganizowany. Nie może to być żywioł. Wiecie, dlaczego? Znamy się wszyscy, Polacy, jak będzie broń w każdym domu, to będą tacy, którzy będą chcieli porachunki stare za jej pomocą wyrównywać. Wszyscy podają przykład Szwajcarii. Porównajcie ich mentalność do naszej? Czy jesteście w stanie zagwarantować, że nie będzie incydentów z użyciem broni w ramach wyrównywania porachunków między wsiami, czy gdy ktoś, przepraszam, po pysku dostanie w remizie? Nie ma takiej gwarancji. Dlaczego? Dlatego, bo mam doświadczenia z młodymi chłopcami z armii. Warto się zastanowić nad tym, jakie będą konsekwencje powszechnego dostępu do broni w sposób niekontrolowany. Uważam, że mamy prawo mieć dostęp do broni, ale podkreślam w sposób zorganizowany, w ramach jakichś formacji paramilitarnych, w ramach organizowania grup szkolących się, w ramach potrzeb obronności państwa, grup szkolenia żołnierzy rezerwy, ale jestem przeciwny temu, aby każdy miał w domu pistolet.
Mimo wielu pytań, na które publiczność nie uzyskała jeszcze odpowiedzi, ze względu na inne zobowiązania gen. Waldemara Skrzypczaka dyskusja została zakończona po dwóch godzinach.