REKLAMA

REKLAMA

"Nikt normalny nie pozwoliłby robić takich inwestycji w pobliżu domów..."

Autor: Monika Grzelecka

Powiat | Czwartek, 14 paź 2021 23:35

Mieszkańcy sołectwa Wola Mystkowska (gm. Somianka) są przeciwni budowie farm fotowoltaicznych, które mają być zlokalizowane w sąsiedztwie ich zabudowań.  Obawy mieszkańców dotyczą przede wszystkim oddziaływania pola elektromagnetycznego na ludzi i środowisko. 12 października odbyło się spotkanie mieszkańców z wójtem gminy w tej sprawie.

Spotkanie mieszkańców na temat budowy kilku farm fotowoltaicznych w Woli Mystkowskiej budziło wiele emocji. Farmy te mają być zlokalizowane w pobliżu zabudowań mieszkalnych i w bliskim sąsiedztwie obszaru Natura 2000 oraz w otoczeniu licznych korytarzy ekologicznych. Mieszkańcy są przeciwko powstaniu farm fotowoltaicznych w ich miejscowości. Aby taka farma powstała, wójt musi wydać tzw. decyzję środowiskową i taką decyzję Andrzej Żołyński wydał, ale - zdaniem mieszkańców - bezpodstawnie i z naruszeniem prawa. Uważają, że powinien najpierw zlecić inwestorowi opracowanie raportu oddziaływania na środowisko. Wójt odstąpił od tego, bo procedura opracowywania raportu trwa bardzo długo. Wymaga też uzgodnień z szeregiem instytucji tj. Wody Polskie, Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska. To może trwać miesiącami. Dlatego wójt nie nakazał inwestorowi opracowania raportu oddziaływania na środowisko, ale mieszkańcy tę decyzję wójta zaskarżyli do Samorządowego Kolegium Odwoławczego. 

„Nie oddziałują znacząco”

- Dowiadujemy się, że to będzie już kolejna, bodajże czwarta elektrownia w naszej miejscowości i chcielibyśmy się dowiedzieć, czy to jest zgodne z przepisami? To są farmy przemysłowe, nie małe ilościowo. Nie poprawi to na pewno naszych warunków życia tylko je pogorszy. Dziś tak naprawdę nie wiemy o tym nic. Chodzi nam najbardziej o to, że to jest za blisko domów mieszkalnych. I pytanie jest czy ktoś chciałby mieć za płotem taką inwestycję u siebie? - mówił mieszkaniec Woli Mystkowskiej Grzegorz Kwiatkowski.

- Nie jestem w tej sprawie jakimś fachowcem i myślę, że w ogóle od tego trzeba zacząć. Natomiast sytuacja jest taka, że to są inwestycje - przynajmniej z tego, co mogę powiedzieć - które tak naprawdę według przepisów nie oddziałują znacząco na środowisko - odpowiadał wójt Andrzej Żołyński. 

Jego zdaniem wadliwie skonstruowane jest w Polsce prawo w tym zakresie. 

- Dziś wygląda to w ten sposób, że jeśli ja mam ziemię, jestem władającym nieruchomością i uzyskam wszystkie zgody, wówczas idę o pozwolenie na budowę i dopiero na samym końcu trafiam do zakładu energetycznego. Zakład energetyczny na końcu mówi mi, czy ode mnie kupi energię. Czyli na dzień dzisiejszy, czy się komuś to podoba czy nie, każdy ma prawo o to wnioskować. Natomiast inną kwestią jest to, czy to w ogóle powstanie - tłumaczył wójt. 

Energetyka nie chce więcej energii

Wójt wskazał dwie lokalizacje, które na dziś są realne do realizacji. Wśród nich jest ta w Woli Mystkowskiej.

- Na tyle, na ile ja się orientuję, mogę powiedzieć, że tak naprawdę na linii, która jest na trasie Wyszków - Serock więcej jak 2MW nie powstanie. Można powiedzieć, że tylko dwie takie farmy. 1MW już powstał, czyli powstanie jeszcze jeden. Ci, którzy mieli już projekty np. w Wypychach Starych, podostawali odmowy z zakładu energetycznego. Mimo, że dostali decyzję na budowę, w energetyce otrzymali odmowę, bo zakład energetyczny mówi: „my nie chcemy waszej energii”. Podobnie chociażby w sąsiednich Skorkach. Na dzień dzisiejszy, z tego co wiem, to tylko dwie farmy będą funkcjonować: jedna w Kozłowie, która ma pozwolenie i druga rzeczywiście pośrodku Woli Mystkowskiej i ona chyba jest w okolicy 1 ha. Tu jest pozwolenie na budowę. Mówię  tu o działkach mniej więcej pośrodku Woli Mystkowskiej, bliżej drogi wojewódzkiej i tam fizycznie jest już pozwolenie na budowę. Natomiast na resztę zakład energetyczny daję odmowy, dlatego że linie, które przesyłają energię elektryczną, po prostu nie są w stanie tej energii odebrać. Z tych wniosków, które są złożone, to - w moim przekonaniu - i tak niewiele tu powstanie. A tak naprawdę to ta sama linia. I wiem, że zakład energetyczny odmawia tym firmom, bo nie jest w stanie odebrać od nich energii. Ale to nie zmienia faktu, że my musimy prowadzić postępowanie i jako urząd nie jesteśmy do końca z tego powodu szczęśliwi, bo są to wnioski, które tak naprawdę, w perspektywie czasu nie znajdują realnego i aktywnego odzwierciedlenia w terenie, a zabiera to czas i jednocześnie pieniądze publiczne.

Wójt podkreślał, że gmina działa tylko w ramach prawa i zgodnie z tym nie widzi przesłanek do blokowania inwestycji. 

- Strony w każdym postępowaniu, które jest wszczynane, są zawiadamiane. Bodajże od tej inwestycji to podmioty w promieniu 100 metrów, wszyscy sąsiedzi, którzy przylegają do danej inwestycji, bo na tym polega udział społeczeństwa w postępowaniach środowiskowych, że strony mogą się na ten temat wypowiadać. Natomiast z punktu widzenia prawa to tak naprawdę nie ma wielkich przesłanek, żeby w jakikolwiek sposób te inwestycje blokować, dlatego że w świetle przepisów nie są to inwestycje w znaczący sposób oddziałujące na środowisko - mówił Andrzej Żołyński.

Innego zdania są jednak mieszkańcy.   

Wieś przemysłowa

- Jeszcze nie ma danych, w jaki sposób to oddziałuje  na środowisko - zauważył Grzegorz Kwiatkowski. - U mnie nie ma nawet stu metrów odległości. Nikt z nas sobie nie zdaje do końca sprawy z tego, jakie to niesie konsekwencje. Nie wiem, czy wszyscy wiedzą, że jeżeli powstanie jedna taka farma, to kolejne nie będą wymagały całej procedury środowiskowej.

- Niekoniecznie, bo mówi się, że jeśli farma jest do hektara to nie trzeba decyzji środowiskowej -  odparł wójt.

- Dlatego jest to zebranie, żeby wszyscy widzieli, że zmieniamy charakter tej miejscowości z rolniczej i przyrodniczej na przemysłową - odpowiadał pan Grzegorz. - Moje pytanie jest takie, czy jeżeli powstanie jedna farma, to czy kolejne wnioski, które będą po sąsiedzku, będą musiały przechodzić całą procedurę czy powstaną automatycznie dlatego, że istnieją już inne?

Wójt nie był w stanie udzielić odpowiedzi.

- Stuprocentowej odpowiedzi nie udzielę, ale na mój stan wiedzy to każde postępowanie polega na decyzji i dlatego są postępowania - mówił Andrzej Żołyński.

Mieszkańcy pytali, ile w gminie Somianka jest hektarów planowanych pod zabudowę fotowoltaiczną? 

- Proszę wystąpić z wnioskiem do urzędu to zostanie panu udzielona informacja. Nie powiem każdej jednej działki. Wiem, że jedna działka jest 10 ha w Kręgach. Wiem, że jedna zabudowana działka 1 ha jest w Wielęcinie - mówił wójt.

- W jakiej odległości od zabudowań są zlokalizowane te działki w Kręgach i Wielęcinie? Czy to jest w takiej bliskości zabudowań, jakie są w tej chwili lokalizowane w Woli Mystkowskiej? - interesowali się mieszkańcy.

- Nie odpowiem, jaka odległość jest tam od zabudowań. Chyba najbliżej jest ta w Wielęcinie, ta co powstała - odpowiadał Andrzej Żołyński.

Czarne scenariusze

Mieszkańcy wyrazili obawę, że nieruchomości, które będą miały farmę w pobliżu, znacząco stracą na wartości.

- Po drugie nie ma pewności, jakie to będzie miało oddziaływanie na zdrowie, na funkcjonowanie nasze, bo dziś nikt tego nie wie. Jest olbrzymi problem na Zachodzie z utylizacją tego. Panele są zwożone z demontażu z Zachodu i montowane w Polsce. Tak jak w naszym przypadku są transformatory olejowe. Jeżeli ktoś się w głębi trochę w specyfikację, to nie są to najnowszej jakości techniki i osiągnięcia tylko to są stare wypychane z Zachodu podzespoły. Przedsięwzięcie zagraża środowisku naturalnemu, w tym wodom gruntowym. Opis instalacji dopuszcza zastosowanie transformatorów olejowych, co wydaje się skrajnie nieodpowiedzialne, zważywszy na zagrożenie powstania odpadów niebezpiecznych i skażenia w związku tym wód gruntowych. Zastosowanie tego elementu z punktu widzenia ochrony środowiska powinno być niedopuszczalne. Transformatory jak i inwertery mają być zlokalizowane w tanich kontenerach, co nie gwarantuje ochrony przed wyciekami - mówił Grzegorz Kwiatkowski.

-  Ja tego nie powiem, bo nie jestem w tym specjalistą. To jest roztaczanie czarnych scenariuszy - odpowiadał jednak wójt.

Mieszkańcy Woli zwrócili także uwagę, że ich wieś leży w obszarze Natura 2000. 

- I jak to możliwe, że taka inwestycja tu powstaje? - pytali. 

- Ale to nie jest cała Wola Mystkowska w takim obszarze, tylko jakaś część – odpowiadał wójt. 

- Ale nikt nie przyjechał i nie sprawdził, nie zbadał tego obszaru. To jaki  ma sens ta ochrona środowiska? - pytała mieszkanka Woli Mystkowskiej.

- Dlaczego nie poinformowano nas, mieszkańców, jakie skutki będzie przynosić ta farma, jakie oddziaływanie na nasze zdrowie? Jestem pewna, że będą to negatywne oddziaływania i tego nam nikt nie powie i nie ujawni. Możemy od tego chorować i nasze dzieci również - mówiła zaniepokojona mieszkanka.

Czy wójt nie powinien dbać?

Mieszkańcy mają pretensje do władz gminy o wydanie decyzji środowiskowej bez wcześniejszego zlecenia opracowania raportu oddziaływania na środowisko. Zaskarżyli decyzje wójta do Samorządowego Kolegium Odwoławczego. 

- My wykazaliśmy szereg błędów, które były we wniosku, począwszy od tego, że było wskazane, iż to jest poza terenem zamieszkałym, co jest nieprawdą, bo praktycznie jest to w bezpośrednim sąsiedztwie naszych domów. Było wskazane, że tam nie ma terenów błotnych ani cieków wodnych i to też jest nieprawdą. Na mapce było pokazane, że są to tylko pastwiska i nie ma cieków wodnych i nie będzie żadnego oddziaływania na środowisko, co też jest nieprawdą - mówił Grzegorz Kwiatkowski.

-  Ja nie wczytywałem się w te akta, bo są od tego pracownicy. SKO jest to kolejny organ, który powinien punktować ten organ pierwszy. Zakładam taką sytuację, że jest wydana decyzja, są jakieś argumenty nie wzięte pod uwagę, jest strona postępowania, czyli te argumenty "punktuję" decyzję wójta, że z czymś się nie zgadza - mówił Andrzej Żołyński.

- Ale czy wójt nie powinien dbać o nasze dobro? - pytał mieszkaniec Woli Mystkowskiej.

- Wójt jest od tego, żeby przestrzegać prawa. I ja muszę przestrzegać prawa. To nie jest tak, że mi się tak podoba i mogę robić wszystko. Jest prawo, które zobowiązuje mnie do tego, żeby je przestrzegać - odpierał wójt. – Natomiast co do decyzji, są osoby zatrudnione na danym stanowisku,  które prowadzą postępowanie. Farmy fotowoltaiczne to są nowe przedsięwzięcia, powstają od niedawna. To nie jest tak, że ja każdą decyzję śledzę i analizuję, bo są od tego pracownicy.

- Jeśli my wskazujemy, że dane zawarte we wniosku, są nieprawdziwe i organy gminy w ogóle nie reagują na to... Tam były stawy dworskie, tam są siedliska bobrów. To są rzeczy unikatowe, które zostały jeszcze w naszym sąsiedztwie - mówił pan Kwiatkowski.

- Z tego co się orientuję, ta inwestycja po stronie stawów chyba nie miała być? Na tym etapie tylko i wyłącznie mają państwo prawo się odwoływać do SKO i oni muszą tę dokumentację przeanalizować od nowa – odpowiadał wójt.

Grzegorz Kwiatkowski nie dawał za wygraną.

- Ale jeśli my wykazujemy dokumenty, że są nieprawidłowości, że wy wydajecie decyzje na podstawie niewłaściwej mapki, niewłaściwych informacji i my to wytykamy wam, mówimy i nie ma z waszej strony reakcji, to ja uważam, że to chyba nie jest normalne - stwierdził.

- Nie wypowiem się, bo nie znam całej sprawy, nie analizuję tego - mówił wójt.

- Osobami, które znają się w tym temacie, są urzędnicy, którzy powinni tego pilnować, a nie my, którzy nie mamy doświadczenia prawnego - mówił pan Grzegorz.
Wójt zapewniał, że jeśli SKO nie uwzględni argumentów mieszkańców, decyzja będzie w obrocie prawnym, ale mieszkańcy nadal mogą odwołać się - do sądu. A jeśli SKO uzna odwołanie mieszkańców za zasadne, decyzja trafi do ponownego rozpatrzenia i analizy w urzędzie gminy.

- Wszystkie decyzje były wydawane na podstawie zafałszowanej mapy. Źle było w ogóle wszystko przedstawione jako pastwisko klasy nr IV, bez lasu, bez cieków wodnych i my od razu alarmowaliśmy, że to jest niewłaściwa mapa. W listopadzie minie rok i nikt się nie ustosunkował do tego. I na podstawie tej zafałszowanej mapy wszyscy wydawali decyzje. To mnie zastanawia. Tam będzie promieniowanie. Nie można tak. Przecież my tu mieszkamy - mówiła Edyta Kwiatkowska.

- W mapach są pokazane pastwiska, a nie ma tego co jest właściwie na miejscu. Po to właśnie potrzebna była wizja lokalna, ale nawet nie raczyliście odpowiedzieć czy zerkniecie, czy warto zobaczyć ten obszar czy nie – skarżył się Grzegorz Kwiatkowski.

Ludzie nie rozumieją

- Całej sprawy by nie było, gdyby nie bliskość tych farm fotowoltaicznych od zabudowań. Jeżeli ktoś jeździ po Polsce, czy nie obserwuje, że pola fotowoltaiczne powstają tylko poza terenami zabudowanymi? Zdajmy sobie z tego sprawę, że to promieniowanie w jakiś sposób idzie. Dlaczego tych inwestycji tutaj nie zrobią poza terenem zabudowanym? - mówił inny mieszkaniec Woli Mystkowskiej. 

- Drodzy państwo, ja rozumiem, ale co mówią przepisy na to? Możemy tylko i wyłącznie opierać się na podstawie przepisów. Ja tych przepisów nie stanowię, ja muszę ich przestrzegać. Państwo jako strona postępowania możecie się odwoływać - odpowiadał wójt Żołyński.

- To jest tak ciężkim językiem napisane - nie na przeciętną osobę ten język prawniczy. Ludzie nie rozumieją o co chodzi. Ten język prawniczy jest bardzo zawiły i po prostu nie rozumiemy. Trzeba pilnować terminów i teraz przez rok ciągnąć sprawę - mówiła pani Edyta.

Głos zabrał pan Adam, którego dom będzie znajdował się zaledwie 18 metrów od farmy fotowoltaicznej.

- Ta zabudowa będzie u nas przy samym domu i jeszcze dostałem tylko trzy dni na odwołanie się od decyzji. Dla nas to jest uciążliwość na resztę życia. Jesteśmy bardzo poszkodowani. Na początku farma miała być oddalona, ale we wrześniu dostałem pismo, że farma jednak będzie na całej działce sąsiedniej. Pani, która jest współwłaścicielem działki, ma także działkę z drugiej strony naszej działki i jeśli również tamtą działkę podnajmie pod fotowoltaikę, to będziemy ze wszystkich stron otoczeni tymi farmami fotowoltaicznymi - mówił rozżalony. 

- To jest nierealne zapoznać się prawnie ze wszystkim. To jest za skomplikowana dla nas, dla zwykłych ludzi, którzy nie rozumieją języka prawniczego - mówiła żona pana Adama.

Wójt jednak powtarzał, że mieszkańcom przysługuje prawo odwołania się od każdej decyzji i wyjaśnił, na jakich zasadach. 

- Mnie o sile swoich argumentów nie musicie przekonywać. Jeśli jest sytuacja taka, że macie te argumenty, to w odwołaniu musicie je napisać - mówił wójt. - Jest 14 dni na odwołanie się od każdej decyzji. Ale jeśli było napisane, że tylko trzy dni macie na odpowiedź, to na pewno nie jest decyzja. To mogę gwarantować, nawet nie patrząc na dokumenty. Może to być list informacyjny?

- Czyli nie możemy liczyć na to, aby wójt wydał decyzję przychylną w naszym kierunku? - pytała mieszkanka Woli Mystkowskiej.

 - Ale to nie jest na zasadzie, że wójt wydaje decyzję na co chce. Ja nie mam takiej możliwości mimo, że jesteście państwo moimi wyborcami. W sytuacji gdybym ja nie wydał decyzji zgodnej z tym, o co wnioskują, my musimy to postępowanie prowadzić. Natomiast nie mówię, że te błędy nie są tam jakoś popełniane, ale od tego są instytucje typu SKO czy dalej sąd, które są na straży prawa - mówił Andrzej Żołyński. - Oczywiście mogą być jakieś błędy po drodze np. nieaktualna mapa, natomiast organ, jakim jest Samorządowe Kolegium Odwoławcze, skrupulatnie to analizuje. Ale trzeba patrzeć pod kątem tego, co mówi prawo, bo zawsze są dwie bądź więcej stron postępowania. Państwo macie interes, żeby to nie powstało, a ktoś inny ma interes, żeby to powstało. Jeśli się nie znacie na tym procesie, to jedyną opcją jest po prostu zasięgnięcie porady prawnika - mówił wójt.

- Czyli tylko do prawników trzeba iść, bo to są tak sformułowane pisma, że tego nie idzie zrozumieć? – skwitowała mieszkanka wsi.

„Każdy z nas będzie to miał koło siebie” 

Mieszkańcy obawiają się, że farmy fotowoltaiczne będą powstawały jak przysłowiowe grzyby po deszczu.

- Obudujecie się polami fotowoltaicznymi tak, że - jeśli teraz powstaną jedne - to później będzie ich dziesięć i za parę lat, każdy z nas będzie to miał koło siebie - mówił jeden z mieszkańców.

- Nikt normalny nie pozwoliłby robić takich inwestycji w pobliżu domów. Takich głupot to nikt nie robi - mówił wprost pan Grzegorz.

Uczestnicy zebrania zastanawiali się, w jaki sposób ograniczyć możliwość powstawania tego typu inwestycji na terenach rolnych.

- Jedynym dokumentem, który może w jakiś sposób, jakiekolwiek inwestycje blokować bądź dawać im zielone światło jest plan zagospodarowania przestrzennego.  Możemy rzeczywiście planem zagospodarowania to ograniczyć i to jest jedyny argument i jakby możliwość ograniczenia pewnych inwestycji. Chodzi o różne inwestycje. Nikt 15 lat temu nie myślał o fotowoltaice nawet w planach przestrzennych. Wola Mystkowska jest częściowo objęta planem z 1998 roku ale pola uprawne nie - mówił wójt.

REKLAMA

Tagi.


Komentarze (3).

REKLAMA

jajo

lepszy jest węgiel, uuuuu ciemnota

WFM

A ziemniaki z uprawy pan Grzegorz sprzeda do Ruskich. Może ewentualnie meble zrobi? Co innego, gdyby ferma miała powstać na jego polu.

Rozwazny

Po takim spotkaniu polecal bym przebadac wszystki przeciwnikow psychiatrycznie... qierza w pole elektromagnetyczne z kawalka szkla a do kosciola chodza I spiewaja piosenki dla kawalka płótna pochlapanego farbą bo wierza w cud ???? ciemnogrod pelna gębą... zaorac wies I zeiemniakow posadzić...

Zostaw komentarz.

Polecane firmy.

Usługi specjalistyczne
Pracownia Geodezyjna GRAF

3 Maja 5a/2 07-200 Wyszków

[email protected]

501 593 357

www.pggraf.pl

Usługi branżowe
"LEK-MET" Andrzej Wrzesiński - Skup Złomu Stalowego i Metali Kolorowych

Leśna 40 (obok Cynkometu) 07-202 Wyszków

[email protected]

29-742-30-14, 797-633-676

www.lekmet.pl

Najnowsze komentarze.

Nadchodzące wydarzenia.

REKLAMA

Okazje.

REKLAMA