Od dwóch lat głosowanie nad absolutorium poprzedza debata nad raportem o stanie gminy, publikowanym wcześniej do publicznej wiadomości. Aby móc uczestniczyć w debacie, mieszkańcy gminy Wyszków muszą zebrać minimum 50 głosów poparcia. W ubiegłym roku nie było zgłoszeń, w tym zaś do debaty zgłosiło się dwoje mieszkańców: Rafał Salwin - przewodniczący osiedla Parcele Huckie (o jego wystąpieniu piszemy TUTAJ) oraz architekt Małgorzata Bajowska (na zdj.), zaangażowana w sprawy planowania przestrzennego w gminie Wyszków. To właśnie tej tematyce poświęcone było jej wystąpienie na sesji 25 czerwca.
Więcej (od i do) mieszkańców
- Zagospodarowanie przestrzenne to bardzo ważna sprawa a 2019 rok obfitował w wiele ważnych wydarzeń. Państwo kształtujecie politykę przestrzenną poprzez plany miejscowe, a plany miejscowe kształtują prawo własności każdego właściciela. W postępowaniu planistycznym głos mieszkańców jest ważny - uzasadniała podjęcie tego tematu. Małgorzata Bajowska liczy, że będzie to głos w dyskusji pomocny w ocenie podejmowanych przez urząd działań, jak również otwierający dyskusję na zdanie mieszkańców, którzy mają poczucie niedostatecznego wybrzmienia ich postulatów.
W swojej analizie wytknęła szereg uchybień w procedurze uchwalania planów miejscowych, począwszy od niekonsekwencji i niepełności w nazewnictwie planów (pomijane są nazwy ulic, przy których wprowadzane są nowe zapisy planu). Na przykładzie planu dla m.in. ul. Szpitalnej wskazała:
- Dokument tytularnie odnosił się do obszarów i wymieniał ulice, przy których są one lokalizowane, ale z wyjątkami. Tak wymieniono ul. Szpitalną, Złotych Kłosów, Zapole ale nie wspominano o ul. Świętojańskiej czy Leśnej. Dopiero analiza treści projektu planu lub obwieszczenia dawała pełen obraz, jakich terenów zmiana prawa dotyczy. Ta niekonsekwencja w tytułowaniu, która nie ma uzasadnienia prawnego, powodować mogła wprowadzenia w błąd mieszkańców - mówiła.
Małgorzata Bajowska zwróciła uwagę na fragmentaryczność uchwalanych planów.
- Mamy plan, którym przy terenie głównym wprowadzamy satelitarne tereny, to jest bardzo trudne dla przeciętnego mieszkańca, żeby się połapać w terenie. Przez jakiś czas brakowało nawet opisów nazw ulic. A teraz jeszcze mamy dodane tereny niepowiązane i opracowujemy w jednym planie fragment w innej części miasta. To się stało zwyczajem, a tak nie powinno być - mówiła.
W takich przypadkach bardzo łatwo o naruszenie struktur i zasad, które legły u podnóża planów. Zagraża to ładowi przestrzennemu i społecznemu. Formalnie jest to dopuszczalne, ale nie jest to dobra praktyka.
W opinii Małgorzaty Bajowskiej, takie cząstkowe zmiany planów naruszają podstawowe ich struktury i bliższe są logice decyzji o warunkach zabudowy i zagospodarowania terenu, które stanowią jedynie substytut planowania przestrzennego.
- Plany miejscowe w takiej formie nie są w stanie w pełni utrzymać ładu przestrzennego, a co więcej zagrażają ładowi społecznemu. Życzenie wyrażone prośbą o zmianę planu nie może być jedynym kryterium jej dokonania. Niedopuszczalnym wydaje się zmienianie regulacji na wniosek właściciela nieruchomości gruntowej poprzez np. zezwolenie na wyższe i intensywniejsze jej zabudowanie, gdy nie ma ku temu istotnych przesłanek urbanistycznych, społecznych czy też gospodarczych. Gdy tak się dzieje, rodzi się poczucie niesprawiedliwego traktowania przez organ, a w dalszej konsekwencji może prowadzić to również do sporów sąsiedzkich – uważa architekt.
Kolejny fakt - częste zmiany planów dla tych samych obszarów, np. dla ul. Szpitalnej, jest dowodem - zdaniem Małgorzaty Bajowskiej - na brak przemyślanej wizji rozwoju miasta.
- Na przestrzeni kilku miesięcy dokonaliście Państwo kilkukrotnie zmiany zapisów tego planu. Podobnie jest w innych częściach miasta. Częstotliwość zmiany budzi niepokój, to znaczy, że prawo nie jest pewne. Budzi w nas mieszkańcach obawę, że musimy być bardzo czujni, bo zmiana może następować w bardzo niewielkich odstępach czasu – zwróciła się do radnych. - W dłuższej perspektywie może to zniechęcić do osiedlania się na terenach gminnych lub inwestowania w nie.
Małgorzata Bajowska wyraziła wątpliwość także co do skuteczności zawiadomienia mieszkańców o toczącej się procedurze uchwalania czy zmiany planu.
- Ogłoszenie z 6.09.2020 roku o piątym wyłożeniu do publicznego wglądu projekty MPZP zawierało w swojej treści błędną informację iż jest ono czwartym. Podane w obwieszczeniu informację były wzajemnie wykluczające - zauważyła.
Za niewłaściwe uznała, że dyskusje publiczne nad projektami planów zagospodarowania odbywały się w godzinach porannych a dyskusje na temat realizacji inwestycji drogowych - w godzinach popołudniowych, przy większej frekwencji mieszkańców. W tej sprawie skutecznie zadziałała interpelacja radnych Klubu Masz Wybór i dyskusje publiczne przesunięto na godz. 17.00.
- Obywatele, zgodnie z polskim prawem, mają zagwarantowaną możliwość czynnego uczestnictwa w procesie gospodarowania przestrzenią poprzez wnoszenie uwag i wniosków do projektów dokumentów planistycznych a także przez udział w dyskusjach publicznych. Nasz samorząd - jak pokazują powyższe przykłady - nie ułatwia i nie dba wystarczająco o aktywne uczestnictwo mieszkańców w procesie planowania. Nic nie stoi na przeszkodzie, by informacja ta rozpowszechniana była poprzez nowocześniejsze środki przekazy, jak chociażby portale społecznościowe. Urząd posiada swój profil społecznościowy z niemal 8000 tysiącami subskrybentów. Ta droga informowania o działaniach planistycznych wydaje się jedną z wielu mogących poszerzyć zasięg społeczny, nie generując kosztów. Ten rodzaj komunikowania jako wspomagający wybrało już wiele gmin w Polsce przykładami nam najbliższym niech będzie Radzymin i Marki – uważa Małgorzata Bajowska.
Jej zdaniem, czym większy jest udział mieszkańców w procesie planowania przestrzennego, tym większe jest prawdopodobieństwo, że wypracowane rozwiązania będą społecznie bardziej akceptowalne.
- Bez udziału mieszkańców nie mogą powstać dobre rozwiązania zagospodarowania terenów. Jest to niezbędny warunek do podejmowania trafnych decyzji, gdyż umożliwiają rozwiązywanie problemów i spraw spornych na bardzo wstępnym etapie. W przeciwnym razie cała odpowiedzialność, a więc i rodzące się na tym tle konflikty społeczne, spadać będzie na samorząd - mówiła.
Jedna działka, dwa plany
- Gdy zmienia się plan, ważność traci załącznik graficzny. Samorząd jest zobowiązany do tego, aby ogłaszać teksty jednolite znowelizowanych aktów prawnych. My takim nadpisaniem prawa, tworzymy de facto nowy plan a nie pojawiają się teksty jednolite. Nie znalazłam ani jednego tekstu jednolitego zmienianych planów zagospodarowania – zauważyła Małgorzata Bajowska.
Procedowanie planów dla pojedynczych działek nazywa bałaganem formalnym.
- Dochodzi do sytuacji kuriozalnej. Państwo podjęliście uchwałę o przystąpieniu do sporządzenia planu dla dzielnicy przemysłowej, biorąc obszar, który jest już procedowany w innym planie (dla ul. Szpitalnej). Jeszcze nie minął termin składania uwag do planu dla Szpitalnej, gdy podjęto uchwałę w sprawie zmiany planu obejmującego działki z wspomnianego projektu. Trudno na tamtym etapie było przewidzieć, jakie uwagi zostaną złożone i z jakim rozstrzygnięciem się spotkają. Tłumacząc to, urzędnik przewidywał, że ta procedura skończy się szybciej. Na jakiej podstawie? Nikt nie mógł znać treści uwag, które można było jeszcze na tym etapie zgłaszać. Tu było więcej niewiadomych jak wiadomych – stwierdziła architekt.
Jej zdaniem, nie zastosowano się do zapisów KPA, że jeśli w sprawie toczy się postępowanie administracyjne, jest to wystarczająca przeszkoda uniemożliwiająca wszczęcie kolejnego postępowania administracyjnego w tej samej sprawie. Małgorzata Bajowska prywatnie wystąpiła do Towarzystwa Urbanistów Polskich o odpowiedź na pytanie, czy możliwe jest procedowanie dla tego samego obszaru dwóch różnych planów zagospodarowania? W odpowiedzi czytamy: - Pierwszy raz dowiaduję się o sytuacji równoległego procedowania dwóch planów miejscowych na postawie dwóch uchwał. To jest tak kuriozalne, że nawet nie ma przepisu, który by o tym mówił (…).
Małgorzata Bajowska wytknęła, że na sprzedaż wystawiane są gminne grunty, dla których trwa procedura zmiany planów zagospodarowania.
- Na jakiej podstawie dokonano wyceny działek, skoro uwagi składane do planów mogą wpływać na ich przeznaczenie? – pytała.
(Nie) zielono mi
Następnie Małgorzata Bajowska przeszła do zawartości samych planów.
- Zauważam pewną tendencję, która jest realnym sygnałem, jakiego miasta Państwo sobie życzycie. Możemy mówić, że chcemy dbać o zieleń, czy chcemy rozsądnej zabudowy, ale faktycznie decyduje o tym plan. Zastrzeżenia budzą przyjmowane parametry: wysoka intensywność zabudowy przy niskim udziale powierzchni biologicznie czynnej. Często wyraża się on możliwie najniższym wynikającym z zapisów studium wskaźnikiem 20%. To jest bardzo mało. Brak jest jednoznacznych zapisów chroniących tereny naturalne - przykład LOK i nadbużańska skarpa - to jest teren niezwykle ważny przyrodniczo, o tym też mówi studium. Tymczasem ustawienia planu dla tego terenu są takie, że powierzchnia biologicznie czynna może wynosić 20%, może powstać chodnik, utwardzenie. Ktoś pod pozorem tego, że dba o skarpę, może chcieć ją umacniać, zalewając betonem - wyliczała.
Zdaniem Małgorzaty Bajowskiej, Wyszków jest miastem o wciąż znacznych walorach przyrodniczych i ten właśnie aspekt winien być w sposób szczególny chroniony regulacjami planu.
- W miastach sąsiedztwo zieleni i zabudowy jest wzajemnie korzystne: sąsiedztwo zieleni zwiększa wartość nieruchomości. Mieszkańcy działek pod intensywną zabudowę winni mieć zagwarantowany duży udział terenów zielonych w ich najbliższym otoczeniu. Można tak zapisać parametry w planie, by powstawała lepiej przemyślana przestrzeń. Wystarczy odpowiednio ustawić współczynniki: powierzchni biologicznie czynnej, miejsc postojowych i intensywności zabudowy - podkreśla architekt.
- Są obszary w mieście, które nie ucierpiały z tego powodu, że nie powstały tam wielkie osiedla. Przykładem niech będzie Rybienko Leśne. Wartość nieruchomości, jak i przestrzeń pod inwestycje wyceniana jest tam wysoko właśnie z uwagi na brak bloków – wskazywała przykład radnym.
Gmina kontra presja inwestorów
Polityka planowania przestrzennego w gminie Wyszków opiera się od lat na haśle elastyczności. Małgorzata Bajowska dostrzega wiele pułapek takiego podejścia do tematu.
- Presja inwestorów, tak indywidualnych jak i podmiotów prawnych, zawsze będzie ukierunkowana na dbałość o własny interes. Władze miasta zobowiązane są dbać o interes publiczny. Nie mogą same sobie wytrącać z rąk narzędzia, jakim jest plan zagospodarowania przestrzennego poprzez takie stawianie w nim wymagań, które nie gwarantują dobrej przestrzeni miejskiej - mówiła.
Jej zdaniem brakuje umiejętności rozpoznania i stawiania czoła olbrzymiej presji inwestorów.
- U nas zawierza się niemal wszystko ich dobrej woli – uważa Małgorzata Bajowska. - Ten brak wymagań odnosi się do konkretnych zapisów planu, np. mały procentowy udział terenów zielonych w stosunku do utwardzeń czy duża intensywność zabudowy, mała liczba miejsc parkingowych.
Pytanie, jak taka polityka przestrzenna wpłynie na odbiór miasta przez ludzi, którzy potencjalnie będą myśleć o osiedleniu się właśnie w Wyszkowie za kilka lat?
- Mamy w tej chwili możliwości, by stworzyć warunki na to, by powstawały osiedla, gdzie będą dobrze wyważone proporcje pomiędzy zielenią, przestrzeniami wspólnymi a zabudową z przemyślanymi rozwiązaniami komunikacyjnymi. Nie wymagam takiego promiejskiego myślenia i działania od samych deweloperów, wszak oni prowadzą biznes. Od władz miasta oczekuję tego, by były daleko bardziej krytyczne, ambitne i z wyobraźnią sięgającą ponad to co tu i teraz – powiedziała architekt.
Jej zdaniem, brakuje jednak w gminie Wyszków kompletnej, pełnowartościowej wizji przestrzeni miejskiej. Rozwój miasta następuje w wielu miejscach w sposób chaotyczny.
- Bezrefleksyjność w tworzeniu prawa jest ogromnym problemem - podkreśla. - Powstaje prawo z defektem, wadliwe, ale gdy się je uchwali staje się obowiązującym. Wątpliwości mieszkańców co do słuszności przyjętych rozwiązań urzędnik kwituje stwierdzeniem, że dokumenty podlegają uzgodnieniom z wieloma instytucjami oraz kontroli przez wojewodę. Kto zna procedurę, wie, że uzgodnienia przeważnie następują poprzez akceptację rozwiązań milczącą zgodą. Wojewoda jako organ nadzorczy prowadzi swoje działania w ściśle określonych ramach. Wojewoda nie będzie oceniał czy lepszym dla Wyszkowa jest, dajmy na to, parametr powierzchni biologicznie czynnej na określony na poziomie 20 czy może 35%. Jedno i drugie rozwiązanie jest zgodne z prawem.
„Zmieniamy plany dla mieszkańców”
- Trudno odnieść się do każdego punktu referowanego przez panią Małgorzatę, natomiast istnieją różne filozofie planowania – głos zabrał burmistrz Grzegorz Nowosielski. Jego zdaniem, wiele aspektów, które zostały podniesione, tak nie wygląda.
- Dyskusje od wielu lat są popołudniu a frekwencja się nie poprawiła. Jest to zawsze kilku zainteresowanych – stwierdził na przykład burmistrz, co spotkało się ze sprostowaniem radnego Bogdana Osika, który przypomniał, że to na wniosek Klubu Radnych „Masz Wybór” w marcu 2019 roku zmieniono godziny zwoływania dyskusji publicznych z 10.00 na 17.00.
Burmistrz kontynuował:
- To nie jest tak, że my dla pozbawionych skrupułów inwestorów zmieniamy te plany tylko zmieniamy dla mieszkańców, bo każda ta inwestycja jest dla ludzi. W związku z tym w dzielnicy przemysłowej hale nie stoją puste i bloki nie stoją puste, tylko ludzie kupują mieszkania i w nich mieszkają. I chcą mieszkać wyżej jak na II czy III piętrze. Powiem ze swojego doświadczenia, że jeszcze nie spotkałem się z osobami, które by przyszły i powiedziały, że czują się niedoinformowane, obawiają się, że coś im gmina zmieni, a co wtorek mam ludzi, którzy proszą o to, żeby zmienić im plan. Poddany tak głębokiej krytyce obszar, został doceniony przez Związek Miast Polskich. Wszystkie błędy skrupulatnie wyłapują służby wojewody. Nie jesteśmy ostatnią instancją przy uchwalaniu planów. Jest bardzo ścisła kontrola, wiele uzgodnień – mówił burmistrz.
Nie można zbyt restrykcyjnie
Zdaniem Grzegorza Nowosielskiego elastyczne podejście gminy do planowania przestrzennego przyczyniło się do rozwoju budownictwa, zwłaszcza wielorodzinnego.
- Jeżeli zrobimy plany zbyt restrykcyjne, nieracjonalne, po prostu zatrzymamy inwestycje w Wyszkowie albo ktoś zaprzestanie budować albo pójdzie ścieżką ustawy deweloperskiej a wtedy pozbędziemy się wszystkich instrumentów. Dla kogoś to jest zbyt duża, dla kogoś zbyt mała intensywność. My szukamy kompromisu. Inwestycje wielorodzinne są niezwykle korzystane dla naszego miasta pod każdym względem. W raporcie nad stanem gminy zarysowana jest tendencja, że młodzi ludzie odpływają z Wyszkowa to jednym z aspektów jest zaspokojenie ich potrzeb w Wyszkowie, aby mogli tu mieszkać a pracować czy studiować w Warszawie. A nie zapuszczą w tym mieście korzeni, jeżeli nie będą mieli dobrej oferty mieszkaniowej, a nie będą jej mieli, gdy będzie jeden, dwóch deweloperów. Konkurencja, którą wprowadziliśmy dzięki licznym zmianom planów, a są też spółdzielnie mieszkaniowe, WTBS, kształtuje nam rynek mieszkań, który dobrze na ten moment wygląda. Jeżeli to ograniczymy, pogłębimy negatywne tendencje, które na horyzoncie się nam rysują.
- Dobra oferta nie znaczy że ma być duża oferta. Ma być z wykorzystaniem potencjału zieleni, wykorzystaniem potencjału miejsca – odpowiadał radny Adam Szczerba. - W tym aspekcie nie myślimy o ludziach, którzy mieszkają obok. Przykład ul. Szpitalnej, gdzie trzy lata temu mieliśmy budownictwo jednorodzinne, zmieniliśmy na wielorodzinne a potem miało być osiem kondygnacji. Zmiana szła bardzo szybko w kierunku bardzo dużej intensyfikacji, i ktoś, kto kupi mieszkanie, będzie się cieszył, ale obok mieszkają ludzie i o nich trzeba pamiętać.
Nowi dostają więcej
- To jest kwestia filozofii i potrzebny jest balans – odpowiadał burmistrz, prezentując swoją wizję rozwoju miasta:
- Trzeba się zastanowić, w jakim momencie my jesteśmy: czy jesteśmy już bogaci, w takim stopniu rozwojowym, że możemy myśleć tylko o komforcie tych, którzy już są, czy jesteśmy dalej na etapie rozwoju? W sieciach komórkowych, które dbają o to, by rozwijać się, wszystkie promocje są dla nowych klientów. Nie ma mowy o starych klientach, którzy już są. Czy chcemy postawić na dynamiczny rozwój czy spowolnienie tego rozwoju i komfort życia tych, którzy już są, bo to nam wystarczy. Ja się opowiadam za tą pierwszą koncepcją, bo wszystkie nasze kłopoty w oświacie, w dziedzinach społecznych biorą się stąd, że nas za mało przybywa. Co to jest za rozwój kilkaset osób rocznie? Jak młodzi się nie sprowadzą, to dzieci w szkołach nie będzie – stwierdził Grzegorz Nowosielski.
Swojej „działki” broniła naczelnik wydziału zagospodarowania przestrzennego Iwona Kozon.
- Nie ma procedury planistycznej, która w naszym odczuciu jest źle procedowana. Być może popełniamy błędy, ale to nie znaczy, że niezgodne z prawem. A jeśli ktoś uważa inaczej, są instytucje, które mogą to zbadać. Jest coś takiego jak system informacji przestrzennej i po kliknięciu wyświetli się plan, tekst uchwały, więc nie ma możliwości, żebyśmy posługiwali się starym dokumentem.
Odniosła się także do zarzutów o brak publikacji tekstów jednolitych zmienianych planów zagospodarowania.
- Tekst jednolity ogłasza się wtedy, kiedy robi się zmianę uchwały. My nie robimy zmiany tylko uchwalamy nowe plany, więc nie ma możliwości uchwalania tekstów jednolitych. Zmieniamy fragmentarycznie ale dlatego, że dla pozostałych terenów ten plan jest – powiedziała Iwona Kozon.
Po nas przyjdą następne pokolenia
- Mówi Pani o zielonym Wyszkowie – zwróciła się do Małgorzaty Bajowskiej przewodnicząca Rady Miejskiej Elżbieta Piórkowska. - Kiedyś Szpitalna to były ogrody działkowe, tam wypoczywaliśmy, moi rodzice mieli działkę, zieloną oazę. To była przepiękna część zielonego miasta Wyszkowa. Miasto zdecydowało przekształcić tamten teren. Zabrano nam tę działkę. Takie prawo, miasto się rozwijało. Dzisiaj państwo tam mieszkacie, pięknie zagospodarowaliście ten teren, ale poniekąd kosztem mojej działki. ale kosztem także mojej działki. Ale fanie, takie prawo, miasto poszło do przodu, rozwinęło się. Przychodzi taki czas, że następne tereny będą zabierane, kolejna moja działka została zabrana pod obwodnicę i muszę się z tym godzić, Boże, miasto się rozwija. To dobrze, że tak jest – powiedziała.
- Miasto musi się rozwijać, ale ważne, na jakich parametrach, jakiego miasta chcemy? – odpowiadała Małgorzata Bajowska. - Ulica Szpitalna wnosząc swoje uwagi, nie mówi o tym, żeby nie budować bloków. Co więcej godzimy się na intensyfikację zabudowy w porównaniu do tego, co w tej chwili obowiązuje. A obowiązujące prawo mówi o tym, że mogą być tam budynki 4-kondygnacyjne. My godzimy się nawet na 6 kondygnacji. Ale jesteśmy stawiani pod ścianą, gdy proponuje się 8 kondygnacji - zauważyła.
Podkreśliła, że nikt nie chce stawać na przeszkodzie w rozwoju miasta.
- My nie rozmawiamy o tym, czy w mieście mają być bloki i czy miasto ma się rozwijać, ale na jakich parametrach, by w przyszłości te osiedla cieszyły ich mieszkańców. Ja nie występuję w imieniu Małgorzaty, która mieszka przy ul. Szpitalnej. Ja tu występuję w imieniu tego mieszkańca, który będzie mieszkał na IV czy V piętrze w bloku przy KEN - żeby nie wyrósł mu blok pod nosem, żeby było miejsce na plac zabaw, kawałek parku czy skwerku. Wy o tym teraz decydujecie – czy inwestor będzie zmuszony do zadbania o dobrą, zdrową, bezpieczną przestrzeń. Oczywiście, że miast ma się rozwijać, ale po nas przyjdą następne pokolenia i one mają prawo, by to miasto było zielone.