- Dzisiejsze spotkanie ma dla powiatu wyszkowskiego ogromne znaczenie, bo tak naprawdę inauguruje Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych, który w tym roku w powiecie nabiera trochę większego wymiaru. Jest to kilka dni, z których każdy będzie wyróżniał się odpowiednią charakterystyką. Dziękuję, że pojawiliście się na dzisiejszym wydarzeniu i wspólnie możemy uhonorować i oddać cześć bohaterom trudnych lat powojennych, brutalnego stalinizmu, którzy walczyli o wolną i niepodległą Polskę - mówił Rafał Jaźwiński, naczelnik Wydziału Promocji i Rozwoju Starostwa Powiatowego w Wyszkowie, który poprowadził uroczystość.
Prelekcję pod hasłem "Sylwetki Żołnierzy Wyklętych w świetle badań Biura Poszukiwań i Identyfikacji IPN" przybliżyła Agnieszka Wojtkowska - archeolog, pracownik IPN (instytucji, która już od ponad 20 lat ma za zadanie przywracanie pamięci, przypominanie o zapomnianych kartach polskiej historii), doktorantka w Instytucie Archeologii Uniwersytetu kard. Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, wolontariuszka IPN podczas prac na "Łączce" i Rakowieckiej, od dwóch lat archeolog w Biurze Poszukiwań i Identyfikacji IPN.
- Żołnierze Wyklęci byli niepodległościowym i antykomunistycznym ruchem partyzanckim, który stawiał opór sowietyzacji Polski, tocząc walkę ze służbami bezpieczeństwa ZSRR oraz jej odpowiednikami w Polsce. Organizacje i grupy konspiracyjne, do których należeli Żołnierze Wyklęci, liczyły łącznie od 120 do 180 tysięcy członków. Przez więcienia i obozy "przeszło" około miliona osób, w tym blisko 100 tysięcy skazanych za tzw. "przestępstwa przeciwko państwu". Sądy wojskowe w latach 1946 - 1955 wydały 5650 wyroków śmierci - wykonano 2810. Blisko 21 tysięcy osadzonych w więzieniach i obozach popełniło samobójstwo lub zostało zamordowanych, zaś około 10 tysięcy osób zaangażowanych w walkę podziemia z systemem zginęło w walce lub zostało zgładzonych w wyniku działań pacyfikacyjnych. Określenie "Żołnierze Wyklęci" zostało po raz pierwszy użyte w roku 1993 w czasie wystawy na Uniwersytecie Warszawskim zatytuowanej "Żołnierze Wyklęci - antykomunistyczne podziemne zbrojne po 1944 roku". Jest to bezpośrednie odwoływanie do listu otrzymanego przez wdowę po żołnierzu, od dowódcy jednostki wojskowej - por. Musia, w którym zawiadamiał o śmierci jej męża.
Przedstawicielka IPN wspomniała kilka postaci m.in. Danutę Siedzikównę ps. "Inka", Feliksa Selmanowicza ps. "Zagończyk", Henryka Flame ps. "Bartek", Stanisława Sojczyńskiego ps. "Warszyc". Omówiła także prace polegające na odszukiwaniu ciał żołnierzy, ich identyfikacji i przywracaniu godności oraz zadośćuczynieniu także ich rodzinom. Takie prace poszukowawcze trwają się od kilku lat na tzw. "Łączce" Cmentarza Wojskowego na Powązkach w Warszawie. Zgromadzeniw I LO obejrzeli film "Bracia Kmiołkowie", opowiadający historię oddziału żołnierzy niezłomnych z powiatu wyszkowskiego.
W spotkaniu w I LO uczestniczyli świadkowie historii wywodzących się z rodzin, w których żyli Żołnierze Wyklęci. Wspomnieniami o swoim ojcu podzieliła się Teresa Czajkowska.
- Osobiście nie przepadam za tym określeniem "Żołnierze Wyklęci". Wyklęci byli, ale przez komunistyczny system, przyprawiano im twarz zbrodniarzy, było wiele określeń dla Żołnierzy Niezłomnych. Ówczesna władza mówiła tak, aby ich zochydzić i zachwiać dobre imię. Znam historię swoich bliskich i byli to ludzie bardzo niezłomni, bohaterscy, najlepsi synowie Polski, którzy nie są wyklęci, oni są niezłomi - ja tak postrzegam wszystkich Wyklętych. Jak opowiadał mój tata, to nie było tak, że tylko nielicznym nie podobała się ta wolność przyniesiona na bagnetach, ale myślę, że przeważającej liczbie Polaków. Tylko, że nie wszyscy byli tak zdeterminowani, żeby ponownie chwycić za broń i od początku wojować. Ludzie byli zmęczeni po wojnie, była bieda i okazało się, że wolności dalej nie ma i mając nadzieję na to, że może dojdzie do kolejnego zrywu, że jednak to nie jest prawda, że do końca będziemy osamotnieni i upomni się o nas świat, oswobodzą nas spod sowieckiego "buta" i dlatego też ruszyli. To było jedyne dla nich wyjście. Pozostał albo pręgierz, niewola, albo walka do końca o prawdziwą wolność. W październiku 1951 roku mają miejsce masowe aresztowania, zamykani są pozostali członkowie oddziału z siatki terenowej m.in. mój ojciec. Wszyscy ludzie, którzy w jakikolwiek sposób przyczynili się do tego, że oddział mógł funkcjonować, tacy, którzy nakarmili, czy udzielili schronienia - tacy ludzie zostali zamknięci. Wtedy zaczęła się gehenna dla rodzin. Chłopaki trafili do więzień, inni poginęli i aparat państwa zajął się skutecznie rodzinami. Tylko za to, że było się bratem czy siostrą czy kimkolwiek z bliższej rodziny trafiało się też do więzienia. To były trudne lata i przez cały pobyt mojego taty w więzieniu moja babcia była strasznie osamotniona. Jeżeli zostawały tylko kobiety w domu, to one się zmagały nie tylko z biedą, bo raptem nie było komu zarobić, były alienowane zapędzane do kąta. Były to naprawdę trudne czasy. Ja miałam 10 lat, jak moja babcia zmarła i dużo pamiętam z tego, co opowiadała. Nie chciała żyć w takiej Polsce. Nie chciała żyć sama. Pamiętam taką sytuację, kiedy byłam małą dziewczynką, wracałam kiedyś z koleżankami ze szkoły i zaszłyśmy do jednej z nich i tam taka starsza pani była i mnie uświadomiła, spytała mnie czy ja wiem, „że mój ojciec to jest partyzant, że mu się robić nie chciało i poszedł do lasu...”? Ja miałam wtedy 7, może 8 lat. Wróciłam do domu cała zapłakana, co ona naopowiadała i moja babcia ze spokojem opowiedziała mi o tych trudnych czasach. Wytłumaczyła jak to było i ja już później byłam odporniejsza na takie zarzuty. Przez wiele lat taka opinia krążyła o moim ojcu, za plecami się mówiło, że to jest partyzant, że mu się pracować nie chciało, bo kto chciał to pracował i wszystkich nie mordowali tylko tych, którym się coś nie podobało. Także to nie było proste, ale to także hartowało. Człowiek szybciej dorasta w takich warunkach, szybciej dorośleje - mówiła wzruszona.
Irena Lekso sięgnęła pamięcią do czasów, w których żył jej ojciec.
- Myślę, że walczyli do końca. mój tata powiedział do nas: "jeszcze przyjdą takie czasy i takie lata, że się Polska o nas upomni, że uznają tĘ naszą prawdę, ten nasz trud, to ukrywanie się". Jest mi bardzo ciężko wracać do tego, co mój tata mówił i wspominał... Mój tata opowiadał, jak cała rodzina została zniszczona psychicznie. należało z mojej rodziny tata i dwóch braci do Armii Krajowej, przeżyli to bardzo, przeżyła rodzina... Kiedyś tata nam opowiadał jak jeden z funkcjonariuszy, nocą, wdarł się do naszego domu. Najpierw zapukał do sąsiadów, kiedy poprosił go, że chce rozmawiać z Nasiadko Heronimem, że jest to bardzo pilna sprawa, więc sąsiad przyszedł do taty i zawołał: "Heniek wyjdź coś chcę ci powiedzieć". Kiedy tata wyszedł do kuchni, już w tym momencie dostał strzały... Został raniony, uciekał w nocy, wybiegł przez okno, kule za nim, został postrzelony w rękę, obok skroni kula tylko przeleciała, ale drasnęła. Został postrzelony w płuco. Kiedy umierał, mając 88 lat, kula w płucach jeszcze pozostała, łuska tej kuli. Jeszcze później nachodzono naszą rodzinę, wszystkie budynki niszczyli, zrywali dachy, szukali broni, nachodzili też dziadków. Były to wielokrotne najścia. Jeden z braci, stryj Zygmunt, został tak pobity w głowę, że stracił rozum, był bardzo znerwicowany, długo się leczył, żeby móc później funkcjonować w życiu. Młodszy, Julek, zdezerterował w wojsku, bo był tak gnębiony, gdy się dowiedziano, że on jest w Armii Krajowej. Był w nocy przetrzymywany w piwnicy, bity, torturowany i po prostu udało mu się uciec chociaż nie jest to zbyt pochlebne dla żołnierza - uciec, ale on nie miał wtedy innego wyjścia. Ten, kto mógł, to uciekał. Jemu udało się uciec, ukrywał się w lesie bardzo długo, w okolicach Jurg i tam zginął. Rodzina bardzo to przeżyła, to były bardzo trudne ciężkie czasy dla nich. Mój tata pisał: "Ja kochałem ojczyznę, ja dla niej walczyłem i my wszyscy i moi bracia". Walczyli o Polskę, chcieli lepszego życia. Były to ciężkie lata, ale oni wierzyli, że przyjdą jeszcze takie czasy, kiedy ta młodzież, która tyle walczyła, tyle się ukrywała w lasach zimą, ludzie bali się im udzielić pomocy, nazywali ich bandytami, było to dla nich trudne, ale mimo wszystko walczyli i wierzyli, że nadejdą takie czasy, że jeszcze się o nich upomną, że Polska się o nich upomni - mówiła.
Również Jan Kmiołek podzielił się wspomnieniami.
- Ci, którzy się ujawnili, wrócili do domu i byli represjonowani, zamykani, to tylko przecież ślepy nie zauważył, co się dzieje. Ten myślący od razu wiedział i uciekał z powrotem do lasu. Ich rodziny były zamykane do więzienia, żeby nie dostać się do więzienia, to trzeba było dalej działać. Jak "ruskie" weszli, to młodzi ludzie, którzy trochę myśleli, jak ruskie wojsko wchodziło zabierało i żonę gwałciło, to z taką represją nie mogli się pogodzić. Mój stryj Franciszek 16 lat miał jak go wzięli na wojnę. Jak Piłsudski doszedł do władzy, to należał do wzorowych strzelców. Bardzo dobrze strzelał, wzięli go na wojnę, po trzech tygodniach wrócił z bronią. On widział, co się dzieje, brat z bratem miał łączność Jan z Franciszkiem. W Rząśniku to dużo było takich jak moi stryjowie, tylko później się wycofali, ale najbardziej wytrwali byli Kmiołkowie, Kowalczyk, Nasiadko czy Ampulscy. To setki takich w Polsce było, którzy widzieli tę niesprawiedliwość i po prostu szli i walczyli, bo nie mieli innego wyjścia. Po tej obławie w Jurgach mój tata siedział we więzieniu. Ja miałem wtedy około 8 lat, uklękliśmy wtedy i odmówiliśmy różaniec. Ciężko mi o tym mówić, bo wspomnienia wracają... Teraz się cieszę, że z żoną wychowaliśmy czwórkę dzieci, trzech synów i córkę. Bardzo się z tego cieszę, Kmiołki mieli zginąć, ale nie zginęli i może Bóg da, że ich ród będzie dalej - mówił.
Aby uroczystość nabrała odpowiedniego wymiaru, młodzież ze szkół średnich z gminy Wyszków przygotowała koncert poświęcony Żołnierzom Wyklętym, podczas którego zaprezentowała utwory przypominające powagę tamtych czasów. Piosenkę pt. „Biały krzyż” wykonała Ewa Czupryniak z I LO im. C. K. Norwida w Wyszkowie. Utwór pt. „Walczyk” zaprezentowała Olga Getka, „Jedna chwila” zaśpiewała Adrianna Dobosz. Karolina Zwolińska zaprezentowała piosenkę pt. „Inka” przy akompaniamencie Dawida Zwolińskiego. Utwór pt. „Modlitwa dziewczyńska” wykonała Wiktoria Kukwa. „Dziś idę walczyć, mamo” zaśpiewała Katarzyna Dudkiewicz. Jagoda Ciskowska, Maciej Chaciński i Jan Książek zaprezentowali utwory pt. „Historie zagubione” i „4:30”. Piosenkę pt. „Miasto 44” wykonali Julia Antoniak, Julian Obuchowski oraz uczennica ZS nr 1 w Wyszkowie Ewa Antoniak. Swoje talenty zaprezentowali także uczniowie CEZiU „Kopernik” w Wyszkowie. Utwór pt. „O mnie zapomnij” wykonała Sylwia Stankiewicz przy akompaniamencie Kacpra Podlesia. Olga Kaczmarczyk zaśpiewała utwór pt. „Epitafium dla majora Ognia” przy akompaniamencie Michała Murzy. Uczennica ZS nr 3 w Wyszkowie Kamila Dzierbun wykonała piosenkę pt. „Niezłomni”. Wystąpiła także grupa wokalno-instrumentalna ZS nr 1 w Wyszkowie, która wykonała utwory „Rzeczpospolitej poprzysięgali”, „Już dopala się ogień biwaku” oraz „Ślady wilczych kłów”. Koncert przygotowany został pod kierunkiem Agnieszki Głowackiej, Katarzyny Kłos i Michała Czajki. Część koncertową poprowadziła Julia Borzymek.