Trwa szóste wyłożenie do publicznego wglądu projektu miejscowego planu zagospodarowania dla działek położonych w kwartale ulic 11 Listopada, Pułtuskiej, Sowińskiego i Ratuszowej, dla działek położonych między ulicami 11 Listopada, Pułtuskiej i Sowińskiego, pomiędzy ulicą Szpitalną i Komisji Edukacji Narodowej, przy ulicy Jutrzenki, Zapole, 3 Maja, Złotych Kłosów, Szlacheckiej, alei Róż, Świętojańskiej oraz Leśnej. Uwagi do planu można składać do 31 stycznia. W ramach procedury 15 stycznia odbyla się w Urzędzie Miejskim kolejna dyskusja publiczna. Udział w niej wzięli mieszkańcy ulic, których dotyczą propnowane zmiany, głównie ul. Szpitalnej.
Parę uwag zostało uwzględnionych...
- To, co dziś państwu prezentujemy, to kompromis uwag uwzględnionych i nieakceptowalnych - rozpoczęła naczelnik wydziału zagospodarowania przestrzennego i gospodarki nieruchomościami Iwona Kozon.
- Parę państwa uwag zostało wprowadzonych. Największa to ta, że zlikwidowano teren z dominantą w postaci ośmiu kondygnacji. Nie ma możliwości budowy ośmiu kondygnacji – mamy maksymalnie sześć. Kolejny uwzględniony wniosek to 25 proc. powierzchni biologicznie czynnej na terenie LOK - dodała Anna Woźnicka, autorka planu.
- To nie jest kompromis, bo nagle za ogrodzeniem domów jednorodzinnych wyrosną nam sześciokondygnacyjne bloki – zauważyła Monika Ciskowska.
Dla mieszkańców zmiana polegająca na obniżeniu wysokości zabudowy z ośmiu do sześciou kondygnacji nie jest jednak bez znaczenia.
- Dziękuję, że panie się pochyliły nad naszymi wnioskami, i przyznały nam rację - zauważył Adam Lamparski.
"Ta droga jest potrzebna"
Dalej są jednak kwestie, które spędzają mieszkańcom sen z powiek. Chodzi m.in. o układ komunikacyjny nowo planowanego osiedla między ul. KEN a Szpitalną. Mieszkańcy obawiają się, że po zasiedleniu bloków przez kilka tysięcy nowych mieszkańców, ciężko będzie włączyć się do ruchu z ul. Szpitalnej i KEN na ul. Serocką i 3 Maja. Wnioskują, aby gmina przewidziała w planie drogę publiczną łączącą KEN i Szpitalną. Gmina, na wniosek inwestora, wykreśliła jednak tę drogę z planu. Inwestor chce sam zadbać o układ komunikacyjny osiedla.
- To droga zbiorcza, łącząca ul. Szpitalną i KEN. Odkąd zaczęły powstawać domy przy ul. Szpitalnej, jest tam takie dzikie przepierzenie do ul. KEN. Ludzie tamtędy chodzą. My widzimy potrzebę jej zachowania. Jakie analizy państwo przeprowadziliście, z których wynikałoby, że przy większej intensywności zabudowy terenu ta droga nie będzie potrzebna? Ślad tej drogi nadal wskazuje, że jest to potrzebne rozwiązanie - mówiła Małgorzata Bajowska.
- Jest to na działce prywatnej. Po naszych analizach wynika, że wykupywanie terenu od inwestora pod drogę to bardzo duży koszt, a nie znajduje on uzasadnienia - odpowiedziała autorka planu.
- Obok jest planowana szeroka ulica gminna, ul. Makowa, dla osiedla domków jednorodzinnych, a tutaj zamieszka kilka tysięcy osób i nie przewiduje się drogi publicznej? - pytała Małgorzata Bajowska. - To, że tam powstanie intensywne osiedle nie poprawia nam jakości życia, a można by przy tej okazji poprawić warunki dla wszystkich. Jesteśmy przyzwyczajeni do tego „dzikiego” połączenia.
- Skoro ta "dzika", zwyczajowa droga nadal jest używana, to oznacza, że jest potrzeba. Nie możemy oczekiwać od inwestora, że zrobi nam tę drogę, aby nam było lepiej, dlatego oczekujemy tego od gminy - dodał Adam Lamparski.
- Ale czy my tę drogę wybudujemy, czy nie, to mamy i tak kwestię wyjazdu do dwóch ulic: KEN i Szpitalnej. Ta droga przez środek osiedla nic nie zmieni. To są dwie ulice, które nadal będą zbierać ten ruch - odpowiadała Anna Woźnicka.
- My nie mówimy tylko o zbieraniu ruchu z osiedla, ale z całego miasta – podkreślił Bartłomiej Adler. - Uważamy, że na tym osiedlu może zamieszakć nawet 10 tysięcy mieszkańców. Jaki jest wasz pomysł na rozładowanie tam ruchu? - pytał Bartłomiej Adler.
Zdaniem Adama Lamparskiego, należy przyjąć, że co najmniej tysiąc samochodów więcej będzie jeździć dotychczasowymi drogami.
- I wszystko wskazuje na to, że będą wjeżdżały na osiedle od ul. Szpitalnej - zauważył.
- Ta droga została zabrana z tego planu, bo ona w nim – przypomniała Monika Ciskowska.
A Małgorzata Bajowska uzasadniała, dlaczego powinna zostać zachowana.
- Prawo obowiązuje. My nie wnioskowaliśmy o zmianę tego prawa, a zatem jeżeli ktoś wnioskuje o taką zmianę, czy widzi potrzebę takiej zmiany, to chyba robi to w oparciu o jakieś analizy i ma argumenty? My chcemy je poznać - mówiła. - Jesteśmy za tą drogą i wyjaśniamy dlaczego. Nasz głos jest za słaby społecznie? Od roku zbieramy od 100 do 200 podpisów pod każdym wnioskami i to jest niewystarczające? Powiedzcie nam panie, ile potrzeba podpisów, 500, 1000, żeby nasz głos była ważny? Powiedzcie nam, to my zrobimy coś konkretnego, pójdziemy do ludzi po podpisy, bo dotychczasowe wnioski to za mało. Tam jest szpital, jeżdżą karetki, komunikacja tam musi być przemyślana. Uchwalanie planu to jest właściwy moment na takie decyzje. Właściciel kupił ten teren z planem, w którym jest droga. Myśmy także kupowali swoje nieruchomości patrząc na to, jak wygląda okolica, korzystając z przepisów obowiązującego prawa. To jest traktowanie nas niepoważnie.
"Nie zabezpieczacie interesów mieszkańców"
Zdaniem naczelnik Iwony Kozon, urząd musi wyważyć argumenty obydwu stron i nie chodzi o liczbę zebranych podpisów.
- Ale przychodzi jedna osoba, inwestor, z wnioskiem do gminy, w której władzę sprawuje burmistrz wybrany w demokratycznych wyborach, a po drugiej stronie mamy kilkaset osób z uwagami i w tej konkretnej sytuacji głos gminy stoi w opozycji do większości - skomentował Bartłomiej Adler.
- W naszym odczuciu urzędnicy reprezentują przede wszystkim dewelopera - stwierdził Piotr Płochocki. - Inwestor nigdy nie przyszedł do nas, nie porozmawiał, bo uważa, że urzędnicy najlepiej zabezpieczą jego interesy. Wysyła swojego przedstawiciela, który mówi, że to będzie ładne osiedle i to ma wystarczyć.
- Nie mam zamiaru prosić inwestora, żeby przyszedł na dyskusję i z państwem porozmawiał. Sama nigdy z nim nie rozmawiałam. Ja nie pracuję u inwestora i nie reprezentuję jego interesów. Obie strony traktujemy na jednakowych zasadach - odpierała zarzuty Iwona Kozon.
- Ale jego podpis znaczy więcej niż nasze głosy - skwitował Piotr Płochocki.
- Ten właściciel kupił teren z odpowiednim planem i to nie jest tak, że my chcemy mu pogorszyć warunki. To on chce nam pogorszyć - włączyła się w dyskusję Katarzyna Dąbrowska.
Mieszkańcy dociekali, kto i na jakie podstawie zdecydował, że droga publiczna w tym miejscu nie jest potrzebna?
- Zbadałam to na poziomie mojej wiedzy jako architekta i urbanisty – cały ruch odbierany jest przez ul. Szpitalną i KEN - powtarzała projektantka Anna Woźnicka.
- Nie chcemy kwestionować pani wiedzy, ale codzienne życie nam podpowiada, że wszystko wskazuje na to, iż te samochody będą wyjeżdżały tylko do ul. Szpitalnej. Ten plan nie narzuca żadnego wjazdu deweloperowi od ul. KEN - zauważył Adam Lamparski.
- Właściciel terenu tej drogi nie chce. Wskazuje następujący argument za likwidacją tej drogi w planie: "Zagospodarowanie jako jedna nieruchomość z własnymi rozwiązaniami komunikacyjnymi" - odpowiedziała Iwona Kozon.
- Państwo nie zabezpieczacie naszych interesów ani mieszkańców, którzy tam będą w przyszłości mieszkać - odparła Monika Ciskowska.
A Piotr Płochocki dodał:
- Bycie rzecznikiem interesów społecznych zawsze się opłaci, a bycie rzecznikiem interesów inwestorów, których oczywiście trzeba wspierać, jest ryzykowne.
- Te sugestie są co najmniej nie na miejscu. Jeśli sa jakies zarzuty do urzędników, państwo wiecie kto z kim współracuje, proszę zawiadomić odpowiednie organy - odparła Iwona Kozon.
- Nam chodzi tylko o to, żeby patrzeć na ten teren jak miasto w mieście, bo to jest gigantyczne osiedle i trzeba patrzeć na szerszy kontekst. To jest pewien punkt bardzo ważny na naszej mapie i potrzeba współpracy, aby konsekwencje były jak najmniej dotkliwe dla wszystkich - stwierdziła Katarzyna Dąbrowska.
Kolejnym punktem zapalnym jest nadbużański teren obecnego LOK-u. Mieszkańcy chcą wprowadzenia do planu zapisów uniemożliwiających zabudowę czy utwardzenie skarpy.
- Widzimy zagrożenie, że z powodu "widzi mi się" inwestora teren może zostać zabrukowany. Ktoś może powiedzieć, że umacnia skarpę i ją zabetonuje - zauważyła Małgorzata Bajowska.
Zdaniem autorki planu, skarpę dostatecznie chronią zapisy ustawowe, gdyż jest to teren osuwiskowy i teren unikatowy krajobrazowo.
- Jest zakaz niszczenia skarpy i linii erozyjnej - mówiła Anna Woźnicka.
- I dlatego jest 40 proc. powierzchni biologicznie czynnej a my chcemy zmniejszyć do 20 proc.? - zauważyła Małgorzata Bajowska. - Jest to teren należący do dwóch właścicieli. Chcemy, by był potraktowany jako dwie jednostki planistyczne. Istnieje zielona skarpa, bardzo ważny punkt miasta pod względem przyrodniczym i historycznym.
- Są dwie działki, ale funkcjonujące jako jedna całość. Terenu nie należy dzielić, dlatego przyjęty jest parametr powierzchni biologicznie czynnej odnoszący się działki na dziś intensywniej zagospodarowanej. Nie widzimy sensu dzielenia na dwie jednostki planistyczne, bo to mały teren - odpowiedziała Anna Woźnicka.
Mieszkańcy ponownie zostali zaproszeni do składania uwag do planu.
Powstanie drugi "Polonez"
Jak dowiedzieliśmy się od inwestora, firmy Home Developer, na terenie między ul. KEN a Szpitalną, który liczy około 9 hektarów, ma powstać osiedle z około 30 blokami. To skala osiedla "Polonez". Budynki będą o wysokości od czterech do sześciu kondygnacji. Bloki o sześciu kondygnacjach będą stanowić około 50 proc. zabudowy osiedla. Zagospodarowanie terenu planowane jest na najbliższych 12-15 lat - w zależności od koniunktury na rynku. W pierwszym etapie budowane są obecnie trzy bloki z 92 mieszkaniami i 5 lokalami użytkowymi.
W trakcie dyskusji publicznej przedstawicielka gminy nie kryła, że za zmianą planu zagospodarowania nie idą głębsze analizy społecznych skutków powstania nowego, tak dużego osiedla. Dotyczy to nie tylko poruszanej przez mieszkańców kwestii rozwiązań komunikacyjnych. Według naczelnik Iwony Kozon, ewentualną analizą powinien zajmować się inny wydział magistratu - wydział gospodarki komunalnej - ale de facto nie zajmuje się, bo taki obowiązek nie wynika z żadnych przepisów. Brak analiz dotyczy także sfery oświaty. Nowo powstałe osiedle znajduje się w obwodzie Szkoły Podstawowej nr 1, gdzie warunki lokalowe są bardzo trudne. Jak gmina zamierza przygotować szkołę na potencjalny przyrost liczby dzieci w tym obwodzie? Czy dokona zmian w obwodach szkolnych? Zapytaliśmy odpowiedzialną za gminną oświatę Anetę Kowalewską.
- Gdy pojawi się problem, że dzieci "obwodowych" jest więcej niż te zakładane przez nas trzy klasy pierwsze, trzeba będzie zwiększyć liczbę oddziałów, co w przypadku "Jedynki" może być trudne, albo przesunąć obwody. Musimy liczyć się z tym, że gdyby w przyszłości zwiększyła się nam liczebność dzieci w obwodzie w SP nr 1, trzeba będzie dokonać korekty granic obwodu. My już kilkukrotnie zastanawialiśmy się nad zmianą przebiegu granic obwodu między SP nr 1 a SP nr 5 z przesunięciem do "Piątki", bo ona ma większe rezerwy lokalowe. Na dziś nie prowadzimy takich analiz - ostatnie były wykonane cztery lata temu przy tworzeniu SP nr 4. Zmiany w obwodach zazwyczaj zachodzą na sygnał dyrektorów szkół, którzy obserwują na bieżąco sytuację - mówi zastępca burmistrza Wyszkowa.